Vanashi czekała aż wszyscy zasną. Nie mogła sobie pozwolić nawet na najmniejszy błąd. Była bardzo podekscytowana, bo dziś nadszedł właśnie ten dzień.
Słońce zaszło, a lwica słyszała pochrapywania rodziny.
- Już niedługo - szepnęła - już niedługo będziemy wolni...
Gdy księżyc był już wysoko na gwieździstym niebie, Vanashi podniosła się delikatnie i lawirując wyszła na otwartą przestrzeń. Ostatni raz spojrzała na termitierę i jej mieszkańców.
"Żegnajcie. Nie myślcie, że będę tęsknić. Jaka szkoda, że Kovar nie może iść ze mną... Wyrwałby się w końcu stąd."
Westchnęła cicho i pobiegła przed siebie. Do ojca swojego dziecka.
Nagle w krzakach coś się poruszyło. Rozległ się upiorny chichot i to coś popełzło dalej.
Vitani podniosła się. Nie będzie roztrząsała tego co się stało. Widocznie tak musiało być. Rozejrzała się czujnie. Zaczęła poważnie martwić się tym gdzie jest, a raczej jak daleko stąd do domu.
Navali obudziła się dosyć wcześnie. Przeciągnęła się, podrapała pazurami w skórę żyrafy i pobiegła na czubek Lwiej Skały. Zaczęła się zastanawiać jak się zemścić na Ravu. Uśmiechnęła się szeroko jak Kot z Cheshire. Już wiedziała co zrobi. Potrzebowała tylko trochę czasu...
Ravu obudził się jako jeden z ostatnich. Wyległ przed grotę mrużąc oczy. Już postanowił. Nawet jeśli siostra rzuci się na niego z pazurami. Może i była mała, ale charakterek miała "niemały".
- Navali... - zaczął niepewnie. Siostra spojrzała na niego.
"To już jakiś postęp", przyznał w duchu.
- Ja... Ja chciałbym cię przeprosić - uciekł wzrokiem w bok, a Navali uniosła bacznie brwi.
- Taak?
- Ja naprawdę nie chciałem. Pewnie i tak byś wróciła... Znaczy na pewno...
"Oj nie dobrze... Zaraz palnę coś głupiego."
- Posłuchaj. - Powiedziała zirytowana Navali. - Teraz pewnie będziesz gadał jak ci jest strasznie przykro. A wiesz co? Nie obchodzi mnie to. Zobaczymy co powiesz jak ty będziesz się wymykał na spotkania z dziewczyną, a ja cię wsypię. Wtedy zobaczymy.
Lwiczka z satysfakcją obserwowała jak oczy brata robią się wielkie jak spodki.
- Chwileczkę... Że co? Po pierwsze ty masz zakaz opuszczania Lwiej Skały, po drugie jesteś za młoda na chłopaka, a po trzecie -
- No dobra, może masz rację, jestem za młoda... - przyznała.
W tym momencie każdy inny zakończyłby rozmowę, ale nie Ravu...
- Tak, mam. I po trzecie jeśli chodzi o mnie, to byłaby to zupełnie inna sprawa.
Ups...
- Taak? - wysyczała Navali. - Ja ci zaraz pokażę... Zaraz zobaczysz.
Ravu zdawał sobie, że popełnił bardzo duży błąd. Jego siostra nie znosiła, gdy ktoś mówił, że Ravu jest ważniejszy. Własnie dlatego, że to on zostanie królem, a nie ona i przez to czuje się mniej ważna.
Zaczął się powoli wycofywać. Navali wysunęła pazury i rzuciła się na brata.
Vanashi biegła całą noc. Prosto przed siebie tak, jak nakazuje serce. Już nie mogła się doczekać spotkania. Nareszcie będzie szczęśliwa, nareszcie zapomni o Zanadi.
Biegła, biegła i biegła. Zatrzymała się dopiero przed dżunglą.
"To tutaj. Tu mieliśmy się spotkać. Jeszcze tylko muszę cię znaleźć..."
Lwica weszła w gęstwinę i zaczęła się rozglądać. Bała się zawołać, aby nie zagłuszyć tej cudownej ciszy.
Nagle poczuła kopnięcie w brzuchu.
- Jeszcze chwilkę, malutki. Wiesz już, że zaraz mama spotka się z tatusiem, co? - spytała. - Jeśli się uda. - dodała ciszej.
Ruszyła naprzód. Lawirowała między drzewami i większymi krzewami.
"Jak ja cię tu znajdę? Dżungla jest ogromna..."
Spojrzała w dal i zaczęła nasłuchiwać. Zamknęła oczy i dla lepszego efektu wzięła głęboki oddech.
Usłyszała rzekę. Bingo! Ruszyła przed siebie. Wyjrzała lekko zza liści i serce podskoczyło jej z radości.
To on! On na nią czekał! CZEKAŁ! Spróbowała się rozluźnić.
"No dalej, co z tobą. Jesteś przecież dorosła. Nic się niestanie. No dawaj..."
Wzięła głęboki wdech i wyszła.
Odgłosy szamotaniny przyciągnęły uwagę Kiary i Kovu. Lwiątka nie zwróciły jednak na rodziców uwagi.
- Co tutaj się dzieje? - spytał Kovu.
Lewki przerwały bójkę. Ravu leżał na ziemi, a Navali wgryzała się i szarpała go za ucho.
- Co wy wyprawiacie? Tak przecież nie można, dzieci... - powiedziała łagodnie Kiara.
Navali puściła ucho brata i oboje usiedli ze spuszczonymi łebkami. Kovu machnął łapą i odszedł. Jego autorytet wyraźnie zanikał na tej skale. Jego własne dzieci bardziej boją się matki. Nawet tej łagodnej wersji... No kto by pomyślał...?
- Słuchajcie. O co poszło tym razem? - spytała Kiara.
Lwiątka zaczęły się przekrzykiwać i wzajemnie wskazywać łapkami. Wydzierali się coraz głośniej, aż do momentu, w którym oboje znowu się na siebie rzucili.
Kiara westchnęła i wstała. Rodzeństwo przeturlało się tuż pod jej łapami.
- Mam dosyć. Sami to załatwcie... - powiedziała tylko i odeszła.
Znalazła Kovu nad wodopojem. Podeszła do męża.
- I ty chciałeś mieć jeszcze jedno dziecko...
- Oj przestań. Trzeba porozmawiać o naszej koronacji.
Kiara uniosła jedną brew.
- No wiesz... Simba może już długo nie pociągnąć... Znaczy się nie o to mi chodziło...
- Czy ty coś sugerujesz?
- Nie, chodzi mi tylko o to, że -
- Dobrze, kochanie. Porozmawiam z tatą. Ciekawe co powie, gdy się dowie, że jego zięć planuje zająć tron.
Kovu przełknął ślinę. Kiara się zaśmiała i pocałowała męża w policzek.
- Ale porozmawiam z tatą. Mnie tez to zaczyna już martwić.
Lew przyciągnął żonę do siebie i przewrócił na plecy. Stanął nad nią i zbliżył głowę do jej ucha.
- Czy ktoś ci już mówił, że jesteś niezastąpiona?
- Owszem. Cała setka moich adoratorów.
- To możesz być pewna, że znajdę ich wszystkich co do jednego... - Pocałował Kiarę w usta.
- Hej! To jest miejsce publiczne... - powiedziała Vitani, która właśnie wyszła z wodopoju.
Kovu i Kiara zaśmiali się i wstali. Lwica szepnęła mężowi coś do ucha. On się uśmiechnął i pobiegli sprintem w stronę Lwiej Skały.
Vitani legła na trawie i popatrzyła za oddalającym się bratem. Westchnęła. Ona też chciałaby mieć taką rodzinę.
Myślała o tym cały czas odkąd wróciła do domu, a żeby wrócić musiała spędzić trochę czasu na próbach wdrapania się na drzewo. Gdy jej się to wreszcie udało przedarła się przez liście i wypatrzyła Lwią Skałę. Z tryumfem na twarzy zaczęła się wycofywać.
Jednak jak to mówią " nie mów hop! póki nie przeskoczysz". W tym właśnie momencie zarwała się gałąź, na której stała.
Vitani wyrzuciła z pamięci to wspomnienie. Chciała również zapomnieć o bolącej kości ogonowej...
Vanashi spojrzała w oczy lwu, który stał przed nią. Lew uśmiechnął się.
- Wreszcie jesteś. - Powiedział.
Lwica nie posiadała się ze szczęścia.
- Tak, jestem. - odpowiedziała.
"Nareszcie zacznę nowe życie. Tylko ty, ja i nasze maleństwo..."
Przytulili się do siebie. Dobrze, że on wiedział o dziecku. Mogli się teraz przygotować na nie razem.
Coś się poruszyło w krzakach. Para jednak nie zwróciła na to uwagi. Coś miało więc okazję się wycofać. Gdy tylko opuściło teren dżungli, puściło się biegiem nie dbając o swoją widoczność.
Ktoś czekał na informacje, więc trzeba je dostarczyć.
* * * * *
Może ktoś miałby pomysł na imię dziecka Vanashi? Płeć może być dowolna. Ciekawie by było, gdyby imię miało jakieś znaczenie w języku suahili. Zwycięskie imię trafi do opowiadania. :D
O matko, jak ja Ci zazdroszczę talentu do pisania wspaniałych notek... Co do zakończenia, to wyszło Ci ono bardzo tajemnicze, choć mam pewne podejrzenia, że to Tihai śledził "siostrę" i pobiegł naskarżyć na nią Zanadi.
OdpowiedzUsuńCo do imion, to mi najbardziej podobają się:
Uzuri- piękna
Moto- ogień
Kiburi- duma
Kubwa- wielki
Pepo- demon
Mwezi- księżyc
Jua- słońce
Nyota- gwiazda
Maji- woda
Mfalme- król
Wow! Nie spodziewałam się aż tylu pomysłów... Bardzo ci dziękuję za te ciepłe słowa. Nie uważam się za szczególnie utalentowaną i, co tu dużo kryć, z tobą na pewno nie mogę się porównywać...
UsuńŚwietne opowiadanie, i mogę powiedzieć że jak przeczytałam twój opis, to stwierdziłam, że jesteśmy ulepione z tej samej gliny...
OdpowiedzUsuńCo do imion to:
kolor- Michezo
jeden - Moja ( czytaj: Modża)
zdrada - Usaliti
wędrowca - Kikao ( to pasuje)
lampart - Chui
promień - Radius
symbol - Ishara
piła - Aliona
słuszna - Haki
liść - Jani
ziemia - Ardhi
niebo - Angani
Fajny pomysł z tym wędrowcem. Dzięki! Widzę, że będę miała problem z wybraniem tego imienia... Wracając do tego, co mówiłaś o tej glinie, to jestem pewna, że nie tylko ja lubię się wyrwać ze schematu, bo przecież nie można się unifikować. :)
Usuń