środa, 29 sierpnia 2012

VI : Nowa tożsamość, nowe życie

 Vanashi czekała aż wszyscy zasną. Nie mogła sobie pozwolić nawet na najmniejszy błąd. Była bardzo podekscytowana, bo dziś nadszedł właśnie ten dzień.
 Słońce zaszło, a lwica słyszała pochrapywania rodziny.
  - Już niedługo - szepnęła - już niedługo będziemy wolni...
 Gdy księżyc był już wysoko na gwieździstym niebie, Vanashi podniosła się delikatnie i lawirując wyszła na otwartą przestrzeń. Ostatni raz spojrzała na termitierę i jej mieszkańców.
 "Żegnajcie. Nie myślcie, że będę tęsknić. Jaka szkoda, że Kovar nie może iść ze mną... Wyrwałby się w końcu stąd."
 Westchnęła cicho i pobiegła przed siebie. Do ojca swojego dziecka.
 Nagle w krzakach coś się poruszyło. Rozległ się upiorny chichot i to coś popełzło dalej.
 Vitani podniosła się. Nie będzie roztrząsała tego co się stało. Widocznie tak musiało być. Rozejrzała się czujnie. Zaczęła poważnie martwić się tym gdzie jest, a raczej jak daleko stąd do domu.
 Navali obudziła się dosyć wcześnie. Przeciągnęła się, podrapała pazurami w skórę żyrafy i pobiegła na czubek Lwiej Skały. Zaczęła się zastanawiać jak się zemścić na Ravu. Uśmiechnęła się szeroko jak Kot z Cheshire. Już wiedziała co zrobi. Potrzebowała tylko trochę czasu...
 Ravu obudził się jako jeden z ostatnich. Wyległ przed grotę mrużąc oczy. Już postanowił. Nawet jeśli siostra rzuci się na niego z pazurami. Może i była mała, ale charakterek miała "niemały".
  - Navali... - zaczął niepewnie. Siostra spojrzała na niego.
  "To już jakiś postęp", przyznał w duchu.
  - Ja... Ja chciałbym cię przeprosić - uciekł wzrokiem w bok, a Navali uniosła bacznie brwi.
  - Taak?
  - Ja naprawdę nie chciałem. Pewnie i tak byś wróciła... Znaczy na pewno...
  "Oj nie dobrze... Zaraz palnę coś głupiego."
  - Posłuchaj. - Powiedziała zirytowana Navali. - Teraz pewnie będziesz gadał jak ci jest strasznie przykro. A wiesz co? Nie obchodzi mnie to. Zobaczymy co powiesz jak ty będziesz się wymykał na spotkania z dziewczyną, a ja cię wsypię. Wtedy zobaczymy.
 Lwiczka z satysfakcją obserwowała jak oczy brata robią się wielkie jak spodki.
  - Chwileczkę... Że co? Po pierwsze ty masz zakaz opuszczania Lwiej Skały, po drugie jesteś za młoda na chłopaka, a po trzecie -
  - No dobra, może masz rację, jestem za młoda... - przyznała.
 W tym momencie każdy inny zakończyłby rozmowę, ale nie Ravu...
  - Tak, mam. I po trzecie jeśli chodzi o mnie, to byłaby to zupełnie inna sprawa.
 Ups...
  - Taak? - wysyczała Navali. - Ja ci zaraz pokażę... Zaraz zobaczysz.
 Ravu zdawał sobie, że popełnił bardzo duży błąd. Jego siostra nie znosiła, gdy ktoś mówił, że Ravu jest ważniejszy. Własnie dlatego, że to on zostanie królem, a nie ona i przez to czuje się mniej ważna.
 Zaczął się powoli wycofywać. Navali wysunęła pazury i rzuciła się na brata.
 Vanashi biegła całą noc. Prosto przed siebie tak, jak nakazuje serce. Już nie mogła się doczekać spotkania. Nareszcie będzie szczęśliwa, nareszcie zapomni o Zanadi.
 Biegła, biegła i biegła. Zatrzymała się dopiero przed dżunglą.
 "To tutaj. Tu mieliśmy się spotkać. Jeszcze tylko muszę cię znaleźć..."
 Lwica weszła w gęstwinę i zaczęła się rozglądać. Bała się zawołać, aby nie zagłuszyć tej cudownej ciszy.
 Nagle poczuła kopnięcie w brzuchu.
  - Jeszcze chwilkę, malutki. Wiesz już, że zaraz mama spotka się z tatusiem, co? - spytała. - Jeśli się uda. - dodała ciszej.
 Ruszyła naprzód. Lawirowała między drzewami i większymi krzewami.
  "Jak ja cię tu znajdę? Dżungla jest ogromna..."
 Spojrzała w dal i zaczęła nasłuchiwać. Zamknęła oczy i dla lepszego efektu wzięła głęboki oddech.
 Usłyszała rzekę. Bingo! Ruszyła przed siebie. Wyjrzała lekko zza liści i serce podskoczyło jej z radości.
 To on! On na nią czekał! CZEKAŁ! Spróbowała się rozluźnić.
  "No dalej, co z tobą. Jesteś przecież dorosła. Nic się niestanie. No dawaj..."
 Wzięła głęboki wdech i wyszła.
 Odgłosy szamotaniny przyciągnęły uwagę Kiary i Kovu. Lwiątka nie zwróciły jednak na rodziców uwagi.
  - Co tutaj się dzieje? - spytał Kovu.
 Lewki przerwały bójkę. Ravu leżał na ziemi, a Navali wgryzała się i szarpała go za ucho.
  - Co wy wyprawiacie? Tak przecież nie można, dzieci... - powiedziała łagodnie Kiara.
 Navali puściła ucho brata i oboje usiedli ze spuszczonymi łebkami. Kovu machnął łapą i odszedł. Jego autorytet wyraźnie zanikał na tej skale. Jego własne dzieci bardziej boją się matki. Nawet tej łagodnej wersji... No kto by pomyślał...?
  - Słuchajcie. O co poszło tym razem? - spytała Kiara.
 Lwiątka zaczęły się przekrzykiwać i wzajemnie wskazywać łapkami. Wydzierali się coraz głośniej, aż do momentu, w którym oboje znowu się na siebie rzucili.
 Kiara westchnęła i wstała. Rodzeństwo przeturlało się tuż pod jej łapami.
  - Mam dosyć. Sami to załatwcie... - powiedziała tylko i odeszła.
 Znalazła Kovu nad wodopojem. Podeszła do męża.
  - I ty chciałeś mieć jeszcze jedno dziecko...
  - Oj przestań. Trzeba porozmawiać o naszej koronacji.
 Kiara uniosła jedną brew.
  - No wiesz... Simba może już długo nie pociągnąć... Znaczy się nie o to mi chodziło...
  - Czy ty coś sugerujesz?
  - Nie, chodzi mi tylko o to, że -
  - Dobrze, kochanie. Porozmawiam z tatą. Ciekawe co powie, gdy się dowie, że jego zięć planuje zająć tron.
 Kovu przełknął ślinę. Kiara się zaśmiała i pocałowała męża w policzek.
  - Ale porozmawiam z tatą. Mnie tez to zaczyna już martwić.
 Lew przyciągnął żonę do siebie i przewrócił na plecy. Stanął nad nią i zbliżył głowę do jej ucha.
  - Czy ktoś ci już mówił, że jesteś niezastąpiona?
  - Owszem. Cała setka moich adoratorów.
  - To możesz być pewna, że znajdę ich wszystkich co do jednego... - Pocałował Kiarę w usta.
  - Hej! To jest miejsce publiczne... - powiedziała Vitani, która właśnie wyszła z wodopoju.
  Kovu i Kiara zaśmiali się i wstali. Lwica szepnęła mężowi coś do ucha. On się uśmiechnął i pobiegli sprintem w stronę Lwiej Skały.
  Vitani legła na trawie i popatrzyła za oddalającym się bratem. Westchnęła. Ona też chciałaby mieć taką rodzinę.
 Myślała o tym cały czas odkąd wróciła do domu, a żeby wrócić musiała spędzić trochę czasu na próbach wdrapania się na drzewo. Gdy jej się to wreszcie udało przedarła się przez liście i wypatrzyła Lwią Skałę. Z tryumfem na twarzy zaczęła się wycofywać.
 Jednak jak to mówią " nie mów hop! póki nie przeskoczysz". W tym właśnie momencie zarwała się gałąź, na której stała.
 Vitani wyrzuciła z pamięci to wspomnienie. Chciała również zapomnieć o bolącej kości ogonowej...
 Vanashi spojrzała w oczy lwu, który stał przed nią. Lew uśmiechnął się.
  - Wreszcie jesteś. - Powiedział.
 Lwica nie posiadała się ze szczęścia.
  - Tak, jestem. - odpowiedziała.
  "Nareszcie zacznę nowe życie. Tylko ty, ja i nasze maleństwo..."
 Przytulili się do siebie. Dobrze, że on wiedział o dziecku. Mogli się teraz przygotować na nie razem.
 Coś się poruszyło w krzakach. Para jednak nie zwróciła na to uwagi. Coś miało więc okazję się wycofać. Gdy tylko opuściło teren dżungli, puściło się biegiem nie dbając o swoją widoczność.
 Ktoś czekał na informacje, więc trzeba je dostarczyć.

                                                               *   *   *   *   *

Może ktoś miałby pomysł na imię dziecka Vanashi? Płeć może być dowolna. Ciekawie by było, gdyby imię miało jakieś znaczenie w języku suahili. Zwycięskie imię trafi do opowiadania. :D

4 komentarze:

  1. O matko, jak ja Ci zazdroszczę talentu do pisania wspaniałych notek... Co do zakończenia, to wyszło Ci ono bardzo tajemnicze, choć mam pewne podejrzenia, że to Tihai śledził "siostrę" i pobiegł naskarżyć na nią Zanadi.
    Co do imion, to mi najbardziej podobają się:
    Uzuri- piękna
    Moto- ogień
    Kiburi- duma
    Kubwa- wielki
    Pepo- demon
    Mwezi- księżyc
    Jua- słońce
    Nyota- gwiazda
    Maji- woda
    Mfalme- król

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow! Nie spodziewałam się aż tylu pomysłów... Bardzo ci dziękuję za te ciepłe słowa. Nie uważam się za szczególnie utalentowaną i, co tu dużo kryć, z tobą na pewno nie mogę się porównywać...

      Usuń
  2. Świetne opowiadanie, i mogę powiedzieć że jak przeczytałam twój opis, to stwierdziłam, że jesteśmy ulepione z tej samej gliny...
    Co do imion to:
    kolor- Michezo
    jeden - Moja ( czytaj: Modża)
    zdrada - Usaliti
    wędrowca - Kikao ( to pasuje)
    lampart - Chui
    promień - Radius
    symbol - Ishara
    piła - Aliona
    słuszna - Haki
    liść - Jani
    ziemia - Ardhi
    niebo - Angani

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajny pomysł z tym wędrowcem. Dzięki! Widzę, że będę miała problem z wybraniem tego imienia... Wracając do tego, co mówiłaś o tej glinie, to jestem pewna, że nie tylko ja lubię się wyrwać ze schematu, bo przecież nie można się unifikować. :)

      Usuń