wtorek, 28 sierpnia 2012

III : Nowe granice i konsekwencje


  Kiara wyciągnęła się leniwie na trawie. Jej cierpliwość zaczęła się już kończyć. Kovu za to bawił się przepysznie. Siedział schowany w krzakach od dłuższego czasu. Przyczaił się tuż za żoną, która niczego nie zauważyła.
  Kovu zaśmiał się w duchu. Kiara nigdy nie umiała polować. Lew podkradł się jeszcze bliżej i zaczął odliczać do trzech. Naprężył się do skoku i zamachnął ogonem. Wysunął łapy do przodu i skoczył.
  Kiara skuliła się i Kovu przeleciał nad nią lądując na plecach.
   - Ha! - Lwica zaśmiała się tryumfalnie. - Jeśli myślałeś, że nie wyciągnęłam wniosków z naszej ostatniej lekcji, to się przejechałeś. - Uśmiechnęła się i stanęła nad mężem, który nie wykazywał żadnych chęci do podniesienia się.
  Kovu zrobił nadąsaną minę, ale w duchu był dumny z żony, widział jej postępy. Kiara trąciła go łapą, a on uśmiechnął się, zmrużył oczy i rzucił na lwicę.
  Kiara zrobiła zdziwioną minę i zaczęła się śmiać.
   - I co teraz powiesz? - spytał Kovu stając nad żoną. Ona w odpowiedzi polizała go w policzek i szepnęła mu do ucha:
   - Lepszego nauczyciela nie mogłam sobie wymarzyć...
  Simba siedział na Lwiej Skale, a jego grzywa migotała w słońcu. Spokojnie patrzył na jedyną córkę, którą zesłał mu los. Wiedział, że jest teraz szczęśliwa i ma kogoś, kto się nią dobrze zaopiekuje.
   - Simba?
  Simba odwrócił się i westchnął lekko. Nala zawsze pojawiała się wtedy, gdy jej najbardziej potrzebował. Jakże mogłoby być inaczej?
  Nala usiadła obok męża i wtuliła głowę w jego grzywę.
   - Pamiętasz co ci powiedziałam w noc przed wygnaniem Kovu?
  Simba spojrzał na nią uważnie.
   - Powiedziałaś, że mam się uważnie przypatrzeć i dostrzec to, co odrzucałem już na starcie. W każdym bądź razie coś koło tego.
  Nala zaśmiała się życzliwie.
   - Tak... Koń razy słoń, ale sens tego był ten sam. Martwisz się tym, co teraz będzie? Mam nadzieję, że tym razem nie popełnisz takiego błędu. Pamiętaj, to co widzisz nie zawsze jest tym co chcesz zobaczyć i to co chcesz zobaczyć nie zawsze jest tym co widzisz. Powinieneś przestać się tym martwić. Dostała już nauczkę, ale co będzie to będzie.
  Simba westchnął ciężko.
   - Nie rozumiem za wiele z tego co tu powiedziałaś, ale muszę teraz chronić nie tylko ciebie i Kiarę. Są jeszcze Navali i Ravu...
   - A do pomocy masz nie tylko Kovu - weszła mu w słowo Nala - ale także Vitani i całe stado wyszkolonych do walki lwic. Nawet jeśli ona tu wróci nic nie może nam zrobić. Chodzi mi głównie o to, że nie możesz oceniać wszystkiego przez pryzmat przeszłości. Pamiętaj, nic nam nie grozi - rzuciła na odchodnym i wróciła do jaskini.
  A Simba został sam bijąc się z myślami.
  Navali wykonała efektowny skok i przewróciła swojego kompana. W jej niebieskich oczach coś zalśniło, coś czego nigdy nie doświadczyła.
   - Ach tak? - spytał zadziornie Kovar. - Patrz na mnie.
  Lwiczka cofnęła się trochę i zaczęła podziwiać lewka. Gdy tak śledziła jego wyczyn, zdała sobie sprawę, że skacze on prosto na nią. Niestety było już za późno. Chwilę potem jej głowa, a konkretniej mówiąc prawie cała twarz znalazła się w błocie.
  Kovar obrócił się chcąc podziwiać swoje dzieło, ale zobaczył tylko umorusaną błotem, wykrzywioną złością twarz księżniczki.
  Ze zdziwieniem usiadł i zaczął się jej przyglądać. Napiął mięśnie gotów do ucieczki w razie jakiegoś ataku.
  Navali uśmiechnęła się tylko jadowicie i rzuciła w niego garstką błota. Kovar zaczął otrzepywać twarz z błota i nie zauważył, że lwiczka rzuciła się na niego. Po chwili leżał w największej błotnej kałuży schowany w niej prawie w całości.
  Navali zrywając boki ze śmiechu zaczęła uciekać, przed warczącym potworem z bagien. Gdy Kovar ją wreszcie dogonił, przewrócił ją na plecy.
  Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a potem lew otrzepując resztki błota z twarzy, polizał lwiczkę po policzku.
  Navali uśmiechnęła się i usiadła, a na jej policzki wpełzł lekki rumieniec.
  Ravu wyskoczył zza krzewów. Stanął pomiędzy siostrą, a obcym lwem. Napiął mięśnie i zjeżył grzbiet. Zaczął warczeć i obnażając zęby ruszył na drugiego lwa.
  Kovar był nie mniej zdziwiony tą sytuacją niż Navali, ale szybko się zreflektował i zaczął się przygotowywać do odparcia ataku.
  Navali próbowała zatrzymać lwy, ale żaden nie chciał jej słuchać. Ravu i Kovar rzucili się na siebie.
  Zaczęli ryczeć jeden przez drugiego.
  Vanashi, Tihai i Zanadi zatrzymali się na chwilę słysząc porykiwania. Najstarsza lwica warknęła i zazgrzytała zębami. Pobiegła ze zdwojoną szybkością w stronę hałasu. Vanashi próbowała ją zatrzymać, ale nic to nie dało. Jej matka pędziła żeby ukarać swojego syna.
  Kiara chodziła tam i z powrotem po jaskini. Nagle jej drogę przecięła Vitani.
   - Co nowego? - spytała. Jej niesforna grzywka przykrywała jedno oko sprawiając wrażenie jeszcze bardziej dzikiej niż dotychczas.
  Kiara uśmiechnęła się na widok swojej szwagierki.
   - Czekam na Kovu. Mam zamiar wrobić go w pewne zadanie, którego nie mam ochoty robić.
   - Masz okazję. - Zachichotała Vitani. - Właśnie tu wszedł.
  Kiara przykleiła na twarz uroczy uśmiech i podążyła w stronę męża.
   - Witaj, skarbie. Mam do ciebie malutką, tyciusieńką prośbę...
  Kovu zawiesił na niej wzrok. Był za bardzo zmęczony, żeby zareagować w jakikolwiek inny sposób.
   - Mógłbyś znaleźć jakieś nowe kości dla dzieci? Dobrze wiesz jaka Navali potrafi być marudna, gdy jej się nudzą zabawki... Byłabym ci bardzo wdzięczna...
  Kovu westchnął.
   - Coś jeszcze mam przynieść lub zrobić?
   - Wiedziałam, że się zgodzisz. Weź jeszcze jakąś skórę dla Ravu. Tamta z żyrafy już się trochę zużyła. Kochany jesteś.
  Kovu przewrócił oczami. Kiara potrafiła być bardzo przekonująca, gdy czegoś chciała.
   - Dostanę przynajmniej jakąś nagrodę?
   - Zobaczymy... A teraz już idź, bo ci najlepsze sztuki uciekną.
   - Tak, tak... - machnął łapą i z uśmiechem poszedł w kierunku wyjścia.
   - Nie zapomnij niczego! Kocham cię! - Kiara krzyknęła za nim.
   - Oczywiście!
  Vitani zaczęła chichotać. Kovu zawsze dawał się wkręcić we wszystko. Widać było jak bardzo kochał Kiarę.
  Kovu zaczął się rozglądać za jakąś zwierzyną.
   - Zabawki i skóry... Co ona sobie myśli? Że jestem sklepem z zaopatrzeniem dziecięcym?
  Mimo wszystko uśmiechnął się. Lubił gdy Kiara była uśmiechnięta, a było tak zawsze wtedy, gdy odwalał za nią pracę, której nie chciała robić.
  Krążył tak blisko granicy i usłyszał hałasy na drugim brzegu. Zaraz potem zobaczył pędzącą Zanadi i zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak. Nagle dostrzegł małe lwiątko na błotnistym klifie.
  W oczach miał przerażenie. Tym lwiątkiem była Navali...
  Kovar szarpał się z lwem rycząc. Nagle usłyszał drugi ryk i zamarł z przerażenia. Było to echo jego najgorszych koszmarów. Jego rozwścieczona do granic możliwości matka...
  Ravu odskoczył od obcego lwa. Bardziej martwiła go ogromna lwica przed nimi.
   - Navali, uciekaj! - krzyknęły oba lwiątka i ze zdziwieniem na siebie spojrzały.
   - Już! - krzyknęli.
  Navali wycofała się w krzaki i zaczęła uciekać. Nagle na kogoś wpadła i przeraziła się jeszcze bardziej...
  Zanadi podeszła do krzaków, w których zniknęła lwiczka. Coś drgnęło i po chwili wynurzył się z rykiem Kovu, a zaraz po nim Kiara, Vitani, Simba i Nala.
  Zanadi wycofała się i ryknęła przeraźliwie. Tihai i Vanashi zostali w krzakach.
  Kovu podszedł do lwicy.
   - Zabieraj się stąd. Ty i ten kłębek kłaków też.
  Zanadi zaśmiała się ochryple.
   - Nie możesz mi tu rozkazywać. To jest moja ziemia. Widzisz więc, mój drogi, że mogę tu robić co chcę.
   - Ta ziemia należy do mnie i do Vitani. Z naszej woli została przyłączona do Lwiej Ziemii.
  Lwica obnażyła kły i warknęła.
   - Wy to miejsce zdradziliście, oboje! Jedynie Nuka do końca trwał przy swojej matce i tylko jego syn może rościć sobie prawo do władzy tutaj.
  Vitani prychnęła.
   - On nigdy nie miał syna - warknęła.
  Zanadi uśmiechęła się jadowicie i uniosła brwi.
   - Czyżby? Tihai!
  Z krzaków wyszedł prawie dorosły lew.
   - To jest mój syn Tihai. Syn mój i Nuki... - ciąnęła Zanadi. - On jako jedyny jest królem tej ziemi, ale na razie zamiast niego rządzę ja.
  Lwy obnażyły kły. Navali i Ravu schowali się za matką.
  Zanadi ostrożnie się cofnęła.
   - Jeśli myślicie, że to już koniec, to się mylicie. Nawet nie wiecie jak bardzo... - lwica chwyciła Kovara w zęby i się wycofała.
  W Kovu i Simbie odżyły wspomnienia.
  Kiara spojrzała na dzieci smutno.
   - Od dzisiaj macie zakaz wychodzenia w pobliże rzeki. Bardzo się na tobie zawiodłam Ravu... Doskonale znasz Navali i powinieneś był jej dobrze pilnować. A ty Navali obiecałaś, że będziesz grzeczna.
  Lwiczka pochyliła główkę tak nisko, jak tylko mogła.
  Simba chciał już coś powiedzieć, ale Nala go przytrzymała. Wskazała za siebie, dając mu do zrozumienia, że Kiara musi sobie poradzić z tym sama. Simba westchnął i ruszył za żoną co jakiś czas oglądając się na wnuki.
  Kovu stał ze srogą miną obok żony.
   - Wytyczam wam od tej pory nowe granice. - Powiedział surowym tonem. - Macie zakaz opuszczania Lwiej Skały. Możecie chodzić tylko do wodopoju, ale z opiekunem, zrozumiano? Mieliście szczęście, że Zazu był w pobliżu i zdążył dolecieć do Lwiej Skały.
  Lwiątka kiwnęły smutno głowami. Navali było strasznie smutno i chciało jej się płakać. Zdążyła już bardzo polubić Kovara. Nawet sama nie zdawała sobie sprawy jak bardzo.
  Kovu ruszył w stronę domu, a Kiara skierowała się za nim. Spojrzała smutno na dzieci.
  Ravu przepuścił siostrę i obejrzał się za siebie. Postanowił nigdy więcej nie wracać do tego miejsca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz